Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

O sesji zdjęciowej

115 678  
295   37  
i10 pisze: Kluczem do osiągnięcia przez Monisię sukcesu był zakup chrupek. Chrupki działały odchudzająco albo odmóżdżająco, w każdym razie po ich nabyciu wystarczyło wysłać SMS-a o treści „chrupki cośtam tuwstawswojeimię”, aby wziąć udział w Losowaniu Głównej Nagrody.
Uzyskawszy informację, że napisała tak dla śmiechu przewinąłem dalej.

SMS kosztował mnóstwo pieniędzy, a powodem, dla którego sądzę, że chrupki raczej robiły coś nie tak z głową był fakt, że Monisia zdecydowała się sprawdzić czy się uda.

No i wygrała!

– Zobacz i10, do czego człowiek może dojść, jak się... – podała mi telefon – ...coś robi.
Z powątpiewaniem spojrzałem na wyświetlacz.
Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, była dydnająca na rzemyku zawieszka w kształcie zajączka z nienaturalnie dużymi jajami.
Drugą była treść wiadomości:
„Witaj Tuwstawswojeimię, gratulujemy wygranej!”
W dalszej treści SMS informował, że żeby odebrać wygraną trzeba wysłać kolejnego SMS-a.
Zwróciłem telefon i uwagę na ten fakt, bo może nie doczytała, podzieliłem się opinią, że są sensowniejsze sposoby wydawania pieniędzy (podając jako przykład wyrzucenie ich przez okno) i wróciłem do oglądania na Youtube filmu o tym jak w mniej niż tydzień zrobić deskę do krojenia.

Ponieważ kobiety w rodzinie Najmilszej znane są z upartości, bezsensownego stawiania na swoim i kompletnego braku respektu dla cudzych rad – Monisia mnie nie posłuchała i wysyłając SMS-a wetknęła metaforycznemu psu w metaforyczną dupę kolejną, bardzo rzeczywistą kasę (plus VAT).

Dzięki czemu piętnaście minut później wygrała Główną Nagrodę.
Wstydziłem się trzy godziny i sześć minut, bo dopiero po takim czasie rozmów o „osobach, które nigdy nic nie osiągnęły i zajmują się przeszkadzaniem innym” Monisia z Najmilszą wspomniały, że Główną Nagrodą jest udział w sesji zdjęciowej.
– Jako kto?
– Jak to kto? Jako MODELKA! – wysyczała mi w twarz Najmilsza, co jej nie wyszło, bo słowo "modelka" nie bardzo się da wysyczeć.
– Wygrałaś... zdjęcie? – zainteresowałem się. – Ty, ile właściwie wydałaś na te SMS-y?

Wytłumaczyły mi, że tylko idiota nie wie, że zdjęcie i sesja zdjęciowa to dwie różne rzeczy, a co najważniejsze – efekt sesji zdjęciowej znajdzie się w znanym i cenionym ogólnopolskim piśmie dla kobiet „GALA RETA”*
– Co będzie w tym piśmie? – zapytałem uprzejmie.
– ZDOERWBREESI! – wykrzyknęły jednocześnie**.
– Powiadasz... – odchrząknąłem – ...wygrałaś zdjęcie? To ile wydałaś na SMS-y?

Dzień później Monisia przyszła z wiadomością, że sesja zdjęciowa odbędzie się w Warszawie. Znany Wszystkim Oprócz Mnie Fotograf nie wystawia z niej nosa podobno wyznając przesąd, że robienie zdjęć w odległości większej niż dwadzieścia kilometrów od Pałacu Kultury i Nauki, przynosi pecha.
I informacja numer dwa – Monisia mogła zabrać osobę towarzyszącą.
Nietrudno zgadnąć kogo wybrała.
Po czym obie doszły do wniosku, że to ja mam je do Warszawy zawieźć.

A mi to akurat bardzo pasowało...

W tym tygodniu miałem się tam właśnie spotkać z kandydatką na europosła. Prawdziwą, żywą kandydatką, która jakiś czas temu napisała maila, że czyta bloga, że lubi i że jej się podoba. I że pragnie zamieścić ogłoszenie wyborcze.
Chciałem ją poznać, porozmawiać i ustalić, czy rozumie, że ogłoszenia zamieszczone na #Epizodach nie są... typowe i trafiają do ludzi, z którymi lepiej nie żartować.
Wstawiając wodę na kawę zadzwoniłem więc do kandydatki. Środa w Warszawie pasowała. Przy okazji miałem poznać szefa partii, pragnącej zawładnąć Brukselą przy pomocy kandydatki i mojego bloga..

– Monisiu – skrzywiłem się rozpoczynając przemowę po powrocie do pokoju – nie planowałem wyjazdu...
– i10, wiesz czemu masz duży nos? – przerwała mi Najmilsza – od tego twojego kłamania. Wiemy, że masz jechać do Warszawy.
Spojrzałem na nią wzrokiem wyciszającym dźwięk.
– ...nie planowałem wyjazdu z wami, bo z tyłu mam deski.
Spojrzały na siebie, potem na mnie. W ich wzroku dostrzegłem, że mogę kontynuować, ale stąpam po cienkiej linii i lepiej dla mnie, żeby „deski” nie były ostatnim słowem mojej wypowiedzi.
–...więc gdybym je wyjął, albo lepiej dam wam klucze i wy je zaniesiecie...
Ale już po „wyjął” Monisia się ucieszyła i podziękowała.
Najmilszej.

Takoż w środę o świcie zapakowaliśmy się do pojazdu odmienionego dzięki naprawie sprzęgła do tego stopnia, że zasługującego na ponowne nazywanie go Matizem (jednak nie na tyle, żeby zacząć nazywać go samochodem).
Ponieważ zabieraliśmy psa, przed wyruszeniem dziewczyny przeprowadziły ożywioną dyskusję na temat rozlokowania wewnątrz pojazdu – Monisia z przodu, Zmora z Najmilszą z tyłu? Zmora z przodu, Najmilsza z Monisią z tyłu? Zmora kieruje, ja w bagażniku, Monisia na dachu?
Po kilku minutach bezsensownych dyskusji o tym kto co powiedział, zgodziłem się wyjąć i znieść do piwnicy leżące na tylnym siedzeniu deski. Może ich sesja zdjęciowa nie jest ważna, ale ja mam poważne spotkanie z poważną osobą. Najmilsza usiadła z przodu, Monisia z tyłu, a Zmora u mnie na kolanach. Oddałem ją Monisi, lizanie po twarzy nie pozwala mi się skupić na prowadzeniu. A przez Zmorę to już całkiem, bo trzeba się oganiać jak od... Zmory, tego nie da się porównać.

Opisywanie drogi do stolicy nie ma sensu. Kilometry autostrady wypełnione dźwiękami wydawanymi przez Matiza, dziewczyny i - od czasu do czasu, gdy mijaliśmy leśnego ssaka - Zmorę.

Najpierw podrzuciłem dziewczyny pod Studio Zdjęciowe „Inspiracjum To Podstawum”, które ku mojemu zdziwieniu okazało się prawdziwe.

Przed wejściem stała... osoba*** trzymająca na rękach wielkiego spasionego szczura, który na widok Zmory zaszczekał, więc ona nie pozostała mu dłużna, i choć nie rozumiem języka psów, to jestem pewien, że szczur miał nad czym się zastanawiać.– Zabiorę Zmorę, żeby to... – wskazałem palcem – jej nie pogryzło. Kandydatce nie będzie przeszkadzać.Wziąłem od Najmilszej smycz, życzyłem powodzenia, pokazałem palcami znak zwycięstwa, prośbę o podwiezienie na koncert rockowy, wielkość pięciozłotówki, a po niej zrobiłem zająca, ale mi nie wyszedł, bo Zmora zaczęła się szarpać próbując podczołgać się do szczura. Odchodząc zrobiłem ręką „niech drży zgniły kapitalizm” (w krajach zgniłego kapitalizmu znany jako "uchwyt w metrze") i pojechałem załatwiać swoje sprawy.

Moje sprawy poszły z górki.
Kandydatka okazała się mieć do powiedzenia ciekawe rzeczy, podobne do mojego poczucie humoru, trzeźwe, nie spaczone przez politykę osądy i ciekawe pomysły. Nie wszystkie, ale i nie wszystkie moje jej się podobały. Była na przykład zdania, że samo wpisanie w konstytucję prawa do rzucania w polityków kamieniami nie rozwiązuje problemu.

Interesowało ją też jaka część historii z bloga jest prawdziwa, więc jej powiedziałem; mnie interesowało kto zabił Kennedyego, więc też mi powiedziała.
Ustaliliśmy cenę za baner. Będzie musiała zapłacić za niego z własnej kandydackiej kieszeni – zgodziłem się obniżyć cenę do miliarda złotych, dodając warunek, że jeśli uda jej się dostać do europarlamentu, w pierwszym ogólnopolskim wywiadzie podziękuje Czytelnikom #Epizodów.
Przez cały ten czas Zmora siedziała kandydatce na kolanach i lizała ją po eurparlamentarnej twarzy, a trzeba wiedzieć, że Zmora byle kogo nie liże. Oprócz mnie i rodziny Najmilszej – zaszczytu tego dostępuje jedynie pan Zdzichu – lokalny zbieracz surowców wtórnych ze Stoków.
A później przyszedł szef partii kandydatki, miły człowiek z interesującym spojrzeniem na świat, szkoda, że rudy.

W sumie spotkanie trwało może dwie godziny.

Parkując ponownie przy Prawdziwym Studio****zauważyłem dwie rzeczy. Obiema potrząsała Monisia przed nosem jakiejś staruszki i sądząc ze sposobu poruszania się monisinej postaci – staruszka miała przejebane. Podjechałem bliżej i zgasiłem silnik, dzięki czemu w scenie pojawił się dźwięk.
– Widzisz te kolory? Widzisz? – rzekła Monisia, a jej rzeknięcie z prędkością dźwięku dotarło do mnie sekundę później mijając po drodze fontannę, żywopłot, na którym pojawiały się pierwsze zielone listki zapowiadające wiosnę, poza tym zasieki, ulicę, przejście dla pieszych, rzekę, chyba Wisłę i szybę Matiza.*****– I że ja mam to kurwa nosić przy ŻÓŁTYCH BUTACH?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – dodała nieco głośniej. Wyglądała na zdenerwowaną.

Podchodząc bliżej spostrzegłem, że pierwszą z rzeczy jest pomarańczowa torebka. Zaś staruszka okazała się rzeźbą zabytkowego stojaka fotograficznego, za którą siedziała Najmilsza.
– No – powiedziała. – Będziesz wyglądać jak kanarek.
– i10, zobacz jak mnie ubrali – zobaczywszy mnie Monisia potrząsnęła drugą z rzeczy. Rybacką siecią.
– No nie bardzo – oceniłem, ale nie ze względu na kolory, tylko ze względu na fakt, że bardzo obszerny strój skutecznie maskował kształty Monisi. – Mogę zrobić zdjęcie?
– Bardzo śmieszne. Daj fajkę.
– Co to jest? – sięgając do spodni wskazałem na sieć. W ostatniej chwili przypomniałem sobie, że w kurtce mam paczkę kupionych na rynku Leninów. Wyjąłem je.
– Spodnium. Daj swojego, tego się palić nie da.
– Będzie ci pasować do bluzum – zaśmiałem się – i do butum. – Ponownie podałem pudełko z czerwoną gwiazdą. – O ile pamiętam bardzo mi je ostatnio polecałaś.
– Tobie i10, tobie. Przecież ja nie będę tego palić. Daj, nie bądź żyła.
Z budynku wyszedł może piętnastolatek z początkami zarostu i końcówką trądu na twarzy, z fryzurą irokeza na głowie i w butach Charliego Chaplina. Widząc go Zmora rozdziawiła mordę.
– Lubutin – powiedział chłopak.
– i10 – odpowiedziałem.
– Nie, nie – spostrzegłszy paczkę w moich rękach, wyjął papierośnicę z nieoheblowanej sosny i podsunął między mnie a Monisię. – Ja jestem Maxilio. Buty Lubutin – pokazał na swoje stopy. – Dwa tysiące. – Wzrokiem wskazał papierośnicę, w której wszystkie papierosy były kolorowe – a to są Sobranie.
Tyle kasy za buty? Gość pewnie myśli, że są jadalne. Za dużo się naoglądał „Gorączki Złota”.
– Nie, dzięki... – wystukałem ruskie dziadostwo z paczki i wysunąłem do niego. – ...nie kupię, noszę trampki. – Wzrokiem wskazałem paczkę z czerwoną gwiazdą i wysunąłem zachęcająco w jego stronę. – Napromieniowane.

Nie skusił się, Monisia wzięła od niego, mi już nie wypadało inaczej – przypaliłem ruskiego odbieracza oddechu.
Najmilsza nas przedstawiła. Okazało się, że chłopak jest tym znanym niewyjeżdżającym z Warszawy fotografem albo jego pomocnikiem, niestety nie dosłyszałem, bo pod pretekstem konieczności powrotu po coś do samochodu, przeprosiłem i poszedłem się wykaszleć.

Gdy wróciłem, przed wejściem nie było nikogo, więc wszedłem do środka.
Łatwo można było rozpoznać modelki uczestniczące w sesji. Około dziesięciu dziewcząt stało w zagrodzie oznaczonej „Modelki”. Reszta towarzystwa snuła się po wielkim atelier. Wśród snujących się zauważyłem Monisię z Najmilszą. No tak, jeśli organizatorzy myśleli, że zagonią je do zagrody to się przeliczyli.
Podszedłem.
– Długo to potrwa?
– Zależy – odpowiedziała Najmilsza – chcą Monisi zrobić brązowy makijaż.
Monisia się zaśmiała.
– Rozumiesz i10? Brązowy!
Na te słowa od stojącej opodal grupki oderwała się dziewczyna w czarnym worku i podeszła. Naprawdę miała na sobie czarny worek. Czarny worek, czarne spodnie, czarny kapelusz, czarne buty i biały zegar ścienny na ręku. Wyciągnęła do mnie rękę z zegarem.
– Michael Kors – przedstawiła się.
– i10.
– Zegarek Michael Kors, tysiąc osiemset. Ja jestem Michalinna przez dwa „n”.
– i10, przez jedno zero.
– Pani Tuwstawswojeimię – Michalinna zwróciła się do Monisi – brązowy kolor został dla pani wybrany przez Znaną Wizażystkę. Przecież wszyscy wiemy komu ona robi makijaż!
– Ja nie wiem – powiedziałem.
Rozmówczynie spojrzały na mnie jakbym oświadczył, że zmieniłem orientację seksualną. Chociaż nie, sądząc po błąkającym się wokół towarzystwie, musiałbym zostać dendrofilem, żeby to kogoś zdziwiło, a i to nic pewnego, gość pod ścianą miał wplecione we włosy jakieś liście. Spojrzały na mnie jakbym oświadczył, że nie wiem komu robi makijaż Znana Wizażystka. Tego spojrzenia nie da się porównać z żadnym innym.
Wzruszyłem ramionami i poszedłem pooglądać Studio.
Pod ścianą stał wielki, suto zastawiony stół. Podszedłem do niego.
– Zjadłbym coś – odezwał się głos za moimi plecami – ale nie ufam temu cateringowi.
Obejrzałem się. Znowu pryszczaty piętnastolatek.
– Czemu?
– Co czemu?
– Czemu nie ufasz temu cateringowi?
Wzruszył ramionami jakbym zapytał o coś głupiego i odszedł.
Centralną część stołu zajmowała waza z zupą. Wiedziałem, że to zupa, bo o wazę oparta była karteczka o treści „zupa”. Dalsza treść karteczki była jednak bez sensu. Kto chciałby jeść zupę pomidorowo-pomarańczową? Powąchałem i postanowiłem, że też nie będę ufał temu cateringowi.

Tymczasem w centralnej części studia rozgorzała dyskusja na temat makijażu. Do protestującej Monisi dołączyły inne „modelki”, też niezadowolone z pracy Znanej Wizażystki.
Którą okazała się... osoba o nieustalonej płci spacerująca rano ze szczurem. Tym razem nie miała szczura. Stanęła na środku.
– Drogie panie – podniosła rękę – czy ja NAPRAWDĘ muszę przypominać komu zrobiłam makijaż?
Nadstawiłem uszy, ale to stwierdzenie najwyraźniej zakończyło dyskusję.
– Poza tym – dodała Znana Wizażystka – moją inspiracją w dzisiejszej sesji będą nowe trendy, „nołmejkapluk” w których, jak panie wiecie, używa się tylko odrobiny kremu.
– Jak to tylko kremu? – któraś z „modelek” była poza tematem, podobnie jak ja.
– Dokładnie – Znana Wizażystka podniosła palec. – Tylko kremu!
I wyjaśniła niewtajemniczonym, że jakaś najbardziej znana makijażystka na świecie bierze straszne pieniądze za to, że powszechnie znanym aktorkom nie robi makijażu, tylko używa odrobiny kremu.

Pomyślałem, że w takim razie ja też jestem makijażystą. Takim, który nie tylko zrezygnował z makijażu, ale i z kremu. Mało tego, dzięki rezygnacji z wszystkiego jestem makijażystą, który swojego genialnego makijażu nie zastosował na twarzy kogo sobie tylko wybiorę! Ot, na przykład Scarlett Johansson. „Ale mi za to nie płacą” – posmutniałem.

Dyskusja przestała być dla mnie zrozumiała, więc wyciągając Zmorę spod stołu z niegodnym zaufania cateringiem, rąbnąłem pączka, który najbardziej przypominał pączka i wyszedłem zapalić. Tam porozmawiałem chwilę z Pradą Siedemset Złotych, która zajmowała się retuszem zdjęć do „Gala Rety”. Powiedziała, że retusz jednego zdjęcia zajmuje jej średnio piętnaście minut – uznałem, że kłamie i mając dość tego porąbanego towarzystwa, poszedłem pospacerować po Warszawie. Po drodze oddałem pączka Zmorze, przecier pomidorowy zamiast dżemu jakoś mi nie podszedł - jej owszem.

Gdy parę godzin później wracaliśmy do domu dziewczyny były zadowolone. Sesja im się podobała, poznały świat mody z bliska i mogły się powymieniać wrażeniami. Minusem było zerwanie z telefonu i zagubienie wielkanocnej zawieszki.

Gdy parę godzin później wracaliśmy do domu dziewczyny były zadowolone. Sesja im się podobała, poznały świat mody z bliska i mogły się powymieniać wrażeniami. Nie były pewne, czy fakt, że zdjęcia Monisi, gdy się ukażą będą podpisane "Tuwstawswojeimię w paskudnej kreacji" zapisać po stronie plusów czy minusów, zwłaszcza, że one nazywały ją paskudną.


* inaczej się nazywało
** Monisia wykrzyknęła „moje zdjęcie”, a Najmilsza „zdjęcie Monisi”. Wyszło ZDOERWBREESI, ale zrozumiałem co wykrzyknęła każda z osobna. Dlatego, że nie stały obok siebie.
*** słowo honoru, że nie mam pojęcia, czy to była kobieta, czy mężczyzna
**** nie, nie odmienia się
***** no dobra, skłamałem. Trzy sekundy później.


W minionym tygodniu na fanpejczu odbył się panel dyskusyjny pt "piersi w reklamie" poświęcony pojawieniu się cycków Monisi na blogu.
Zaś w nadchodzącym zrobimy nietypowy konkurs.
Wesołych Świąt!
5

Oglądany: 115678x | Komentarzy: 37 | Okejek: 295 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

16.04

15.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało