W dzisiejszym odcinku pośmiejemy się z nowych iPhone'ów, rząd nakaże nam zainstalować dwie aplikacje, a kibice Lewandowskiego będą bardzo mocno niezadowoleni.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji pracuje nad
projektem, w myśl którego producenci smartfonów przeznaczonych na polski rynek,
będą zmuszeni preinstalować dwie rządowe aplikacje.
Chodzi o nowelizację ustawy o ochronie ludności cywilnej,
który obejmuje m.in. sposoby alarmowania i ostrzegania obywateli. No właśnie
wokół tych kwestii będziemy dzisiaj krążyć. Jedna z aplikacji, o których była
mowa powyżej, wchodzi w skład Regionalnego Systemu Ostrzegania (RSO).
W RSO pojawiają się różnego rodzaju alerty związane z gwałtownymi
zmianami pogody, ostrzeżeniami hydrologicznymi. Jest nawet mapka pozwalająca
nam monitorować stan wód w najważniejszych rzekach w kraju. Aplikacja RSO nie
cieszy się jednak obecnie dużą popularnością. Została pobrana ze sklepu
Google
zaledwie 100 tys. razy.
https://youtu.be/qApTueAadg0Drugą aplikacją, o której mowa, jest Alarm112, która służy,
jak zapewne każdy już się domyśla, do zgłaszania zdarzeń alarmowych. Aplikacja
Alarm112 cieszy się jeszcze mniejszą popularnością niż RSO. Tą pobrano zaledwie
10 tys. razy ze sklepu
Google
Play.
https://youtu.be/VZGmLWZNu3I
Fani Lewandowskiego mieli ostatnio niebywałą okazję, aby
podziwiać swojego ulubionego piłkarza, który gra przeciwko swoim byłym kolegom
z klubu. Chodzi o mecz piłki nożnej, w którym zmierzyły się drużyny Bayern
Monachium i FC Barcelona. Mecz miał być transmitowany na
Polsat Box Go, coś
jednak poszło nie tak…
UPS!
Błąd wewnętrzny serwera.
Serwer napotkał niespodziewane problemy. Nie możemy
obsługiwać Twojego zapytania.
Spróbuj ponownie później.
Właśnie taki komunikat wyświetlił się fanom piłki nożnej w
Polsce. Prawdopodobnie winny był duży ruch na transmisji na żywo, bowiem
sytuacja niewiele lepiej przedstawiała się na Canal+ Online. Nic więc dziwnego,
że na Polsat Box Go dosłownie wylała się fala frustracji i rozczarowania.
Kibice zarzekali się, że zrywają umowy, że kolejnej umowy
już nie będzie, a Polsatowi już dziękują. Trzeba przyznać, że dostawca zaliczył
spektakularną wpadkę i zapewne sporo na tym stracił.
Najlepiej wydaje się te pieniądze, które nie są nasze.
Najwyraźniej z tym stwierdzeniem zgadza się minister edukacji, Przemysław
Czarnek, który postanowił ostatnio iść na małą krucjatę i
szerzyć świadomość historyczną wśród najmłodszego pokolenia.
Jako iż najczęściej wybieraną platformą przez młodych jest
obecnie TikTok, to Czarnek postanowił, że nakręci kilka filmików na wzór tych
TikTokowych – będą krótkie i treściwe (przynajmniej z założenia). Stworzone
zostaną w oparciu o podstawę programową przedmioty Historia i Teraźniejszość.
Realizacja planu została zlecona Narodowemu Centrum Badań i
Rozwoju. W marcu ogłoszono konkurs na stworzenie wideo, a wnioski można było
składać do maja. Obecnie trwa ocena wniosków, która ma na celu wyłonienie
zwycięzcy.
Teraz przejdźmy jednak do najciekawszej kwestii, a więc
pieniędzy. Na cały projekt Ministerstwo Edukacji planuje przeznaczyć 29 mln
złotych. Z tego 7 mln pójdzie na stworzenie platformy (bo przecież gdzieś te
filmy trzeba umieszczać), a 22 mln na materiały wideo. Tych z kolei ma być
kilkaset (od 200 do 999). Łatwo więc wyliczyć, że na jeden taki film przeznaczone
zostanie od 22 do 110 tys. złotych.
Fani Apple z Polski nie mają powodów do dumy ze swojej
ulubionej firmy. A szczególnie już po premierze telefonów iPhone z serii 14.
Pokaz ten sporo namieszał na rynku i sprawił, że poprzednia generacja znacznie
podrożała w naszym kraju.
Apple to chyba nas nie lubi. No bo jaki inny może być powód
tego, że firma przyjęła tak dziwną strategię względem naszego kraju. Chyba
doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak wygląda sytuacja ekonomiczna Polaków i
średnie zarobki w kraju nad Wisłą. Dlaczego więc sprzęty oferowane w Polsce są
często o 1/3 droższe od tych z USA?
Weźmy na przykład takiego nowego iPhone’a 14 Pro. Jego cena
w USA to 999 dolarów, co w przeliczeniu po obecnym kursie daje nam nieco ponad
4700 zł. Na ile Apple w Polsce wyceniło swój telefon? Na 6499 zł.
Znajdą się zapewne tacy, którzy powiedzą, że złotówka nic
nie znaczy na rynku międzynarodowym, że podatki i stąd mamy wysoką, finalną
cenę produktu. No to dla porównania podam pewien przykład. MacBook Air M1 w USA
999 dolarów, w Polsce 5799 zł. Następnie Samsung Galaxy Flip 4 w USA 999 dolarów,
w Polsce 5149 zł. Da się? Da się!
Jakby tego było mało, to premiera nowych telefonów od Apple
sporo namieszała wśród cen starych modeli. Każdy pewnie sobie myślał, że
wstrzyma się z zakupem wymarzonego 13 Pro, bo przecież jak wyjdą 14, to 13 będą
tańsze. Dobre sobie…
Ceny wszystkich modeli z poprzedniej generacji poszły w
górę. iPhone 13 kosztował 4199 zł, teraz kosztuje 4499 zł. W tym wypadku jednak
największy wpływ na taką sytuację ma słaba złotówka. W końcu w czasie premiery iPhone’a
13 dolar kosztował 3,80 zł, a teraz kosztuje już 4,70 zł.
Dla rozluźnienia atmosfery warto wspomnieć o jeszcze jednym,
ciekawym zdarzeniu. Jeśli orientujecie się co nieco w nowinkach
technologicznych, to zapewne zdajecie sobie sprawę z tego, że iPhone 14 nie
jest żadną rewolucją. Ba! Zmienia on na tyle mało względem swojego poprzednika,
że w sieci stało się to już materiałem na kilka naprawdę dobrych memów. Jeden z
nich został opublikowany przez Eve Jobs, 24-letnią córkę TEGO Jobsa.
Apple jednak, jak to Apple, pomimo niewielkich zmian nie
miało skrupułów, aby wywindować cenę nowych modeli w kosmos. Pękła przecież
kolejna magiczna granica. Za najlepszą konfigurację iPhone’a 14 – model
Pro Max w wersji z 1 TB pamięci wewnętrznej – trzeba w Polsce zapłacić 10 499 zł.
Do Eve dołączył również Samsung, który klasycznie musiał
wbić szpilkę swojej konkurencji. Tym razem wypominany jest brak składanego
modelu w ofercie Apple.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą