Jest jak jest, zjebane czasy i poglądy. Nie mi oceniać, nie mi sądzić.
Ale jest pewna logika, tak zwana zachowawcza, w języku, którego używamy i coś mi w tych feminatywach nie pasuje.
Jest:
Dyrektor
Jest feminatyw:
Dyrektorka.
Tylko, że wg kobiet to jest nie poprawne.
Bo mamy „ministra” a kobiety chcą „ministrę”...
W „dyrektor” nie ma niczego złego, bo zasadniczo mamy zmianę końcówki:
„or” na „orka”.
Słowoczyn pozostaje bierny, czyli „dyrekt”
Samo słowo „direct” nie jest nihil novi, albowiem stanowi spuściznę z Francji. Francuzi, po podbiciu Brytanii, ustanowili swój język, ale bazowali na łacinie. I korzystali z angliki, aby się anglikom upodobać. Wiec pierwowzorem było „dirigo” (z łaciny), które ewoluowało na jeden sposób: direct.
I mamy tutaj po prostu translacje słowną – tzw. prostą – dyrygować. Ten, który dyryguje, zarządza, tworzy, kreuje, jest zarządcą.
Z angliki, na polski, łacińskie słowo zyskało funkcje i zakorzeniło się. Dyrygenta każdy kojarzy, ale nie wie, że „dyrektor” to słowo wzięte dosłownie z łaciny. I pozbawione feminatywów. Tak we Francji, jak i w Brytanii (a później Królestwie) zostało słowo ”director”, czyli ten, który kieruje, zarządza. Oczywiście, Anglicy usposobili sobie te słowo i je odseparowali od funkcji rządzących państwem na długie lata, jednak sama funkcja pozostała w ich słownictwie i po prostu stała się bezosobową formą nazewnictwa.
Dlaczego? Bo odnosiła się do funkcji, nie osoby.
Wracamy do Ad 2024 i mamy taki słowotwór jak „ministra”.
Poniekąd jest pochodny (poniekąd...) od minister.
Ale spójrzmy na końcówki:
Minister – jedno zdanie, zawiera funkcję.
Ministra (ra). – zdanie zostaje okaleczone i pozbawione pierwotnego znaczenia (minist).
U „dyrektora” zamiana polega na dodaniu feminatywu, nie na zamianie formy zdania. W „Minister” nagle, po prostu, zmieniamy należytą, wiekową formę, na coś na pozór kształtnego. Ale kształtu gramatycznego toto nie ma, z tego względu, że słowo „minister” zawiera udokumentowaną formę, zawiera informację. Po zamianie na feminatyw traci swój pierwowzór i jasność bytu.
Oczywiście, prawidłowa forma powinna zawierać treść, czyli „Minister” oraz feminatyw, w formie żeńskiej, czyli „ka”. Zamiast tego mamy więc „Ministrę”. Ale tego nikt nie ujmie, bo samo słowo „mini” jest wg kobiet uwłaczające. Mimo wszystko chcą, wręcz pragną, używać formy wypaczonej i nazywać się „ministrami”... a nie, to jest „ministerkami” w czasie przeszłym, dokonanym, w liczbie mnogiej. Ministerki, to takie mini sterujące. Bo chcąc coś stworzyć nowego, zapominają, że angielskie „ministry” wzięła się także z Łaciny i było bezosobowe od samego zaradka. Słowa „ministrate” użyto w 1496 roku jako zapisu do zarządzania i to też nie było nowe słowo, ale po prostu zangielszczono znany z francuskiego wyraz „ministerie” użyty w 1200 roku przez książąt francuskich, którzy zarządzali landami w podbitej Anglii. Ale nawet wtedy wyraz „ministrel” (czyli z łaciny: zarządzający zabawą, muzyką, ten który dba o dobro kościoła) był na tyle znany, aby w oby ziemiach po prostu tytułowano danego człowieka.
No, i właśnie, Tytuł był zawsze bezpłciowy.
Teraz mamy „doktora” i „doktorkę”. „Psychologa” i „psycholożkę”. Tytuł wchłonął osobowość, jakby to miało znaczenie.
Idąc tym tokiem, możemy się spodziewać Lesbijki w ciele mężczyzny, która zdobędzie doktorat z chemii organicznej i trzeba będzie ją nazwać „Doktorantcoś z chemii organicznej”, tylko po to, aby nie urągać jej osobowości i nie urazić jej zaimków. Choć samo w sobie to jest po prostu chujowe...
W armii może być jeszcze lepiej, bo mamy „dowódcę” i „dowódczynię”.
Prosty stopień, znanych za Rzymian, czyli Generał... Generałczyni?
Lecimy dalej: feminatywy są powszednie i mamy ekspertów i ekspertki. Przegryw i przegrywki? Tłuki (faceci) i Tłuczkinie (kobiety)? Imbecyle i imbecylki... Widźminów i Wiedźminki? Tutaj słwotwórstwo działa w dość prosty sposób. Nie patrzy na etymologię, bo samo w sobie jest novum względem słowa pierwotnego. Nawet nie trzeba się wysilać. Natomiast jeśli rzecz stanowi inaczej, jest już zakorzeniona w historii, wtedy pojawia się problem.
Mamy od lat pielęgniarki i pielęgniarzy. Zmiana w słownictwie następuję bezpośrednio po użyciu słowa tworzącego znaczenie, czyli „pielęgniar”. Dodajemy końcówkę „ki” lub „zy” (w liczbie mnogiej) i sprawa załatwiona. Działa od setek lat i nikomu nie przeszkadza. Dlaczego? Nie wiem, ale minister (tudzież ministerka) nagle razi kobiety i chcą skracać pierwotną nazwę. Nagle w tworzeniu feminatywów słowo pierwotne, od którego się akcja zaczyna zmiana końcówki, nikomu nie przeszkadza, że jest bez sensu. Ot, ma działać, bo kobiety tak chcą.
Wracamy do dyrektora.
Dyrektor i Dyrektorka wszystkim kobietom pasują. Choć, wg nomenklatury nazewniczej powinno brzmieć „dyrektra” (jak ministra). Czyli bierzemy pierwotne znaczenie, funkcję i brzmienie i zamieniamy na coś, co nam pasuje...
Więc lecim.
„Minister” już nie pasuje jako „ministerka”. Musi być „ministra”, choć brzmi jak brak jednego chromosomu w zdaniu...
No, to zamieniam.
Pielęgniarz – Pielęgrnia
Księgarz – Księga
Minister – Ministra
Psycholg – Psycholożka (choć to tytuł, pozbawiony znaczeniowości płciowej)...
Śmieciarz – Śmieciarka
Prezydent – Prezydentka
Burmistrz – Burmistrzyni (to nawet logiczne i działa)
Wojewoda – Wojewódka (zachowałem polską regułę zamiany „o” na „ó”)
Kapitan – Kapitanka
Kierowca – Kierowczyni (ale czyn tutaj zmienia nazwę pierwotną, więc powinno to brzmieć Kierownica).
Idiota – Idiotczyni
Głupek – Kobieta nierozsądna lub Głupczyni (co samo w sobie zawiera informację, nie stanowi zaś nazewnictwa).
Kelner – Kelnrna
(zamiana identyczna jak przy słowie minist;er na minist;ra).
Fajnie, że jakieś baby bawią się w tworzenie słów, ale za chuja tam logiki albo przemyślenia.
Nazwijmy je tępakami... tępakczynimi. Na pohybel historii, lingwistyce i zdrowemu rozsądkowi.
Jestem przekonany, że każda dyrektra to zrozumie.
Ale jest pewna logika, tak zwana zachowawcza, w języku, którego używamy i coś mi w tych feminatywach nie pasuje.
Jest:
Dyrektor
Jest feminatyw:
Dyrektorka.
Tylko, że wg kobiet to jest nie poprawne.
Bo mamy „ministra” a kobiety chcą „ministrę”...
W „dyrektor” nie ma niczego złego, bo zasadniczo mamy zmianę końcówki:
„or” na „orka”.
Słowoczyn pozostaje bierny, czyli „dyrekt”
Samo słowo „direct” nie jest nihil novi, albowiem stanowi spuściznę z Francji. Francuzi, po podbiciu Brytanii, ustanowili swój język, ale bazowali na łacinie. I korzystali z angliki, aby się anglikom upodobać. Wiec pierwowzorem było „dirigo” (z łaciny), które ewoluowało na jeden sposób: direct.
I mamy tutaj po prostu translacje słowną – tzw. prostą – dyrygować. Ten, który dyryguje, zarządza, tworzy, kreuje, jest zarządcą.
Z angliki, na polski, łacińskie słowo zyskało funkcje i zakorzeniło się. Dyrygenta każdy kojarzy, ale nie wie, że „dyrektor” to słowo wzięte dosłownie z łaciny. I pozbawione feminatywów. Tak we Francji, jak i w Brytanii (a później Królestwie) zostało słowo ”director”, czyli ten, który kieruje, zarządza. Oczywiście, Anglicy usposobili sobie te słowo i je odseparowali od funkcji rządzących państwem na długie lata, jednak sama funkcja pozostała w ich słownictwie i po prostu stała się bezosobową formą nazewnictwa.
Dlaczego? Bo odnosiła się do funkcji, nie osoby.
Wracamy do Ad 2024 i mamy taki słowotwór jak „ministra”.
Poniekąd jest pochodny (poniekąd...) od minister.
Ale spójrzmy na końcówki:
Minister – jedno zdanie, zawiera funkcję.
Ministra (ra). – zdanie zostaje okaleczone i pozbawione pierwotnego znaczenia (minist).
U „dyrektora” zamiana polega na dodaniu feminatywu, nie na zamianie formy zdania. W „Minister” nagle, po prostu, zmieniamy należytą, wiekową formę, na coś na pozór kształtnego. Ale kształtu gramatycznego toto nie ma, z tego względu, że słowo „minister” zawiera udokumentowaną formę, zawiera informację. Po zamianie na feminatyw traci swój pierwowzór i jasność bytu.
Oczywiście, prawidłowa forma powinna zawierać treść, czyli „Minister” oraz feminatyw, w formie żeńskiej, czyli „ka”. Zamiast tego mamy więc „Ministrę”. Ale tego nikt nie ujmie, bo samo słowo „mini” jest wg kobiet uwłaczające. Mimo wszystko chcą, wręcz pragną, używać formy wypaczonej i nazywać się „ministrami”... a nie, to jest „ministerkami” w czasie przeszłym, dokonanym, w liczbie mnogiej. Ministerki, to takie mini sterujące. Bo chcąc coś stworzyć nowego, zapominają, że angielskie „ministry” wzięła się także z Łaciny i było bezosobowe od samego zaradka. Słowa „ministrate” użyto w 1496 roku jako zapisu do zarządzania i to też nie było nowe słowo, ale po prostu zangielszczono znany z francuskiego wyraz „ministerie” użyty w 1200 roku przez książąt francuskich, którzy zarządzali landami w podbitej Anglii. Ale nawet wtedy wyraz „ministrel” (czyli z łaciny: zarządzający zabawą, muzyką, ten który dba o dobro kościoła) był na tyle znany, aby w oby ziemiach po prostu tytułowano danego człowieka.
No, i właśnie, Tytuł był zawsze bezpłciowy.
Teraz mamy „doktora” i „doktorkę”. „Psychologa” i „psycholożkę”. Tytuł wchłonął osobowość, jakby to miało znaczenie.
Idąc tym tokiem, możemy się spodziewać Lesbijki w ciele mężczyzny, która zdobędzie doktorat z chemii organicznej i trzeba będzie ją nazwać „Doktorantcoś z chemii organicznej”, tylko po to, aby nie urągać jej osobowości i nie urazić jej zaimków. Choć samo w sobie to jest po prostu chujowe...
W armii może być jeszcze lepiej, bo mamy „dowódcę” i „dowódczynię”.
Prosty stopień, znanych za Rzymian, czyli Generał... Generałczyni?
Lecimy dalej: feminatywy są powszednie i mamy ekspertów i ekspertki. Przegryw i przegrywki? Tłuki (faceci) i Tłuczkinie (kobiety)? Imbecyle i imbecylki... Widźminów i Wiedźminki? Tutaj słwotwórstwo działa w dość prosty sposób. Nie patrzy na etymologię, bo samo w sobie jest novum względem słowa pierwotnego. Nawet nie trzeba się wysilać. Natomiast jeśli rzecz stanowi inaczej, jest już zakorzeniona w historii, wtedy pojawia się problem.
Mamy od lat pielęgniarki i pielęgniarzy. Zmiana w słownictwie następuję bezpośrednio po użyciu słowa tworzącego znaczenie, czyli „pielęgniar”. Dodajemy końcówkę „ki” lub „zy” (w liczbie mnogiej) i sprawa załatwiona. Działa od setek lat i nikomu nie przeszkadza. Dlaczego? Nie wiem, ale minister (tudzież ministerka) nagle razi kobiety i chcą skracać pierwotną nazwę. Nagle w tworzeniu feminatywów słowo pierwotne, od którego się akcja zaczyna zmiana końcówki, nikomu nie przeszkadza, że jest bez sensu. Ot, ma działać, bo kobiety tak chcą.
Wracamy do dyrektora.
Dyrektor i Dyrektorka wszystkim kobietom pasują. Choć, wg nomenklatury nazewniczej powinno brzmieć „dyrektra” (jak ministra). Czyli bierzemy pierwotne znaczenie, funkcję i brzmienie i zamieniamy na coś, co nam pasuje...
Więc lecim.
„Minister” już nie pasuje jako „ministerka”. Musi być „ministra”, choć brzmi jak brak jednego chromosomu w zdaniu...
No, to zamieniam.
Pielęgniarz – Pielęgrnia
Księgarz – Księga
Minister – Ministra
Psycholg – Psycholożka (choć to tytuł, pozbawiony znaczeniowości płciowej)...
Śmieciarz – Śmieciarka
Prezydent – Prezydentka
Burmistrz – Burmistrzyni (to nawet logiczne i działa)
Wojewoda – Wojewódka (zachowałem polską regułę zamiany „o” na „ó”)
Kapitan – Kapitanka
Kierowca – Kierowczyni (ale czyn tutaj zmienia nazwę pierwotną, więc powinno to brzmieć Kierownica).
Idiota – Idiotczyni
Głupek – Kobieta nierozsądna lub Głupczyni (co samo w sobie zawiera informację, nie stanowi zaś nazewnictwa).
Kelner – Kelnrna
(zamiana identyczna jak przy słowie minist;er na minist;ra).
Fajnie, że jakieś baby bawią się w tworzenie słów, ale za chuja tam logiki albo przemyślenia.
Nazwijmy je tępakami... tępakczynimi. Na pohybel historii, lingwistyce i zdrowemu rozsądkowi.
Jestem przekonany, że każda dyrektra to zrozumie.
--
I am the law!