Anna Dymna (...) Popularność kojarzy mi się także z sytuacjami komicznymi. Kiedyś na przystanku przy Karmelickiej wpadła mi w ucho rozmowa dwóch pań. „Zobacz! – szeptała młodsza. – To Anna Dymna, córka Jerzego Bińczyckiego!”. Na to starsza: „Co ty mówisz?! Jaka córka! Przecież to jest jego kochanka!”. Wtedy młodsza zaoponowała: „Nie, nie… To jest jego córka, ja to wiem, bo widziałam”. „Ale ty głupia jesteś! – druga z kobiet najwyraźniej się zdenerwowała. – Ta Dymna tylko grała córkę Bińczyckiego. Tak naprawdę jest jego kochanką”. Wtedy do obu kobiet zbliżyła się starsza, elegancko ubrana pani i powiedziała z wyższością w głosie: „Przepraszam bardzo, ale Anna Dymna jest żoną Jerzego Bińczyckiego”."(…)

Anna Dziadyk była wtedy studentką drugiego гоku. Henryk Kluba powierzył jej główną rolę w filmie "Pięć i pół bladego Józka" według scenariusza Wiesława Dymnego. Grała tam szefa motorowego gangu młodocianych, terroryzującego małe miasteczko. Zdjęcia kręcono zimą, w Łącku, ekipa mieszkała w pałacu Rydza-Śmigłego. Na weekend realizatorzy rozjechali się. Młoda aktorka postanowiła zostać i odpocząć. Ale spokoju nie dawali dwaj podpici mężczyźni, klnąc i wrzeszcząc grali w ping-ponga pod jej drzwiami. Trwało to kilka godzin, o wypoczynku nie było mowy. Zrobiło się późno, a coraz bardziej wstawieni panowie wcale nie zamierzali skończyć „pojedynku". W końcu nie wytrzymała, uchyliła drzwi, nieśmiało poprosiła, aby przestali tak hałasować, bo nie może spać. Na to pan Cnota z panem Dymnym wtargnęli do jej pokoju. Zobaczyła przed sobą scenarzystę, którego się strasznie bała, na planie bywał agresywny, stale ją krytykował za złą grę, ponadto opuchnięty od alkoholu wyglądał jak chińska maska. Po chwili wykrzyknął: co ty, ku..wa co znaczy źle się czuje!... (...)a może wódeczki byś się napiła!
Panna Dziadyk nigdy w życiu nie miała wódki w ustach i nie słyszała takich słów. Gdy z coraz większą agresją zaczął wykrzykiwać nad nią „kurwa" (była przekonana, że ją tak nazywa), nie wytrzymała i dała mu w mordę. Po raz pierwszy uderzyłam człowieka, zaraz uschnie mi ręka! Ręka nie uschła, tylko on jej oddał i wyszedł.
..................

W lutym 1945 r. sowiecki generał Nikołaj Bułganin, który był ambasadorem sowieckim przy PKWN, wydał przyjęcie dla polskich przedstawicieli kultury i nauki. Jak wspomina karykaturzysta Jerzy Zaruba chętnych nie brakowało, bowiem wygłodzeni ludzie spodziewali się, że podczas takiego przyjęcia stoły będą się uginały pod jedzeniem i piciem. I nie pomylili się. Zgromadzeni goście mniej zwracali uwagę na wygłaszane przemówienia, a bardziej na zastawiony stół; długo więc nie trwało, jak większość z nich była już pod mocnym wpływem alkoholu, a satyryk Janusz Minkiewicz leżał pod stołem ululany. Po zakończeniu przyjęcia nie można go było dobudzić, dlatego wychodzący Zaruba włożył mu do kieszeni kartkę z nazwiskiem i adresem. Następnego dnia postanowił sprawdzić, co się z nim stało. Drzwi otworzyła mu ciotka satyryka, która zdenerwowana opowiedziała, że nad ranem w drzwi ktoś załomotał, a gdy zapytała „kto tam?”, usłyszała
- NKWD, czy tu mieszka Janusz Minkiewicz?
- Tak, mieszka - odpowiedziała - ale nie ma go w domu.
- Otwierajcie - usłyszała - on tutaj jest, myśmy go przywieźli.
...................

JANUSZ GŁOWACKI: Od czasu studiów kombinowałem, jak się z ulicy Bednarskiej wydostać. Chciałem mieć własne mieszkanie, ale nie miałem pieniędzy, żeby kupić. Owszem, należałem do jakieś spółdzielni i czekałem, jak wszyscy, całymi latami. Pisałem też rozmaite podania. Raz, próbując wzruszyć władze miasta, napisałem, że mieszkam z matką alkoholiczką i ojcem chorym psychicznie, ale matka się oburzyła bo nie znosiła alkoholików, i kazała mi zmienić, że ona będzie chora psychicznie, a alkoholikiem ojciec. Ojcu akurat było wszystko jedno. Nawet przyszła komisja. Matka wypadła nieźle, bo zaczęła się awanturować: ,,To skandal, żeby młody pisarz nie miał własnego mieszkania!’’, więc uwierzyli, że to wariatka. Ale ojciec, któremu kupiłem połówkę żytniej, nawet trochę wypił, ale odmówił położenia się na podłodze oraz śpiewu. I nie przyśpieszono mojego podania w spółdzielni.
Anegdoty o sławnych Polakach (fb)
Anegdoty filmowe, teatralne i muzyczne (fb)
Aktorzy na tle historii (fb)

No i dopadło mnie. Muzyk wszech czasów w ankiecie Jazz Forum. Dziękuję po stokroć, ale przeglądając historię tego wyróżnienia cośkolwiek dziwnie się poczułem boć to laureatami zawsze byli ci, którzy już odeszli, a ja jeszcze na wieczne jam session się nie wybieram. Przynajmniej nie planuję. Niestety, żyjącemu trudniej bo noblesse oblige i trza jakoś to wyróżnienie teraz czymś podeprzeć, znaczy się do roboty, a nie na laurach spocząć. (...)
Gdyby nie cała gromada jazzmanów i jazzfanów to byłbym głosem na puszczy, albo w ogóle by mnie nie było. Bo w tym naszym światku żyje się tym, co dookoła. Im więcej i lepiej, tym bardziej chce się żyć, bo jest po co, jest z czego i kogo czerpać oraz jest gdzie się pokazać. Toteż dziękuję wszystkim za to, że są, bo i ja mogę dzięki nim być, a ten dzisiejszy honor to wypadkowa ich wszystkich. A specjalnie chciałbym podziękować wszystkim tym, którym chce się wysupłać forsę na bilety i płyty, bo bez nich to w ogóle nic by nie było.
Ptaszyn (fb)