Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Ciężkie powroty XXII

33 961  
75   13  
Kliknij i  zobacz więcej!Jak tatuś bibę robi, to synek może nie dotrzymać tempa. Babskie pogaduchy także mogą się zmienić w coś większego. No i nie pijąc nic także można mieć zamotany powrót...

BOŻE NARODZENIE

Jeden z moich najlepszych powrotów do domu, które pamiętam (z opowieści). Nastał pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, a więc wszyscy kumple zjechali się ze świata, aby wspólnie wydoić parę flaszek i przy okazji pogadać. Godzina 20:00, wychodzę z domu do miejscowego pubu, wiadomo jak to w domu, trochę wcześniej popiłem, ale ciągle było mało, docieram na miejsce, siadamy do stołu - około 20 osób (3/4 faceci), pijemy. Jednocześnie chcę nadmienić, że były to porcje po 50 mg, więc trochę większe kielonki niż standardowe. Picie było dosyć intensywne (częstotliwość około 5 miarek na 20 minut) Godzina 22:00, dociera jeden z moich znajomych, z deka wkurzony, bo jeszcze trzeźwy i namawia mnie, żeby trochę podgonić, bo fazy nie ma i nie ma z resztą wspólnych tematów, ja już znacznie wstawiony oczywiście nie odmawiam w potrzebie i macham z nim te miary przez około pół godziny.
Godzina 22:30, dzwonię do brata, żeby wbijał, bo balet nie z tej ziemi. Godzina 23:00, przychodzi brachol i poszukuje mnie w lokalu. Niestety, znajduje mnie w kiblu, leżącego na glebie i obejmującego sedes. Za nogi wyciągają z tej toalety i stawiają pod ścianą, kumple ustalają miedzy sobą półgodzinne dyżury na podtrzymywanie mnie przy ścianie, bym sobie krzywdy nie zrobił. Po pewnym czasie postanawiam mniej świadomie udać się do domu. No i wychodzę... Dalej nie pamiętam, mogę jedynie domyślać się, co się działo, ale podczas dłuższych oględzin ubioru stwierdziłem jednoznacznie, że było wleczone i czołgane po ulicy, kolana pozdzierane, czuby w butach zdarte do palców itp. Dochodzę do mieszkania i tutaj mam jakieś niewielkie przebłyski, drzwi otwiera mój ojciec, stojący z jakimiś naczyniami, które sprzątał ze stołu, patrzy na mnie i wypowiada: Ale się synek żeś napier!@#$ i woła matkę, żeby zobaczyła. Pompę mają niesamowitą ze mnie, bo przez około 15-20 minut próbuję zdjąć buty z nóg (nie wiem czemu nie usiadłem na łóżku i ich nie zdjąłem). Potulnie kładę się w opakowaniu do łóżka. O poranku wolę raczej nie wspominać, nie dość że wstyd się rodzinie pokazać, to jeszcze okrutnie baniak sadził.

POŻEGNANIE

Dosyć dobrze wspominam tę imprezę, choć trwała bardzo krótko. Było pożegnanie mojego taty (odchodzącego do cywila). Wynajęta knajpa, ekstra żarcie, kelnerki itp, do picia podano własnej roboty samogon od zaufanego bimbrownika. W tym czasie sam odbywałem zasadniczą służbę wojskową i od razu z przepustki poleciałem na tę imprezę. Wszystko fajnie pięknie, ale picie ze starymi trepami deko mnie przerosło. Na samym początku tato daje mi cyfrówkę, jako że ja niby z tych najtrzeźwiejszych, bym porobił jakieś pamiątkowe zdjęcia. Impreza trwa, bimber się leje, faza coraz lepsza, w ogóle nie czuję się pijany. Aparat przypinam sobie do paska i idę do toalety odcedzić kartofelki. Pech chciał, że akurat w tym kiblu tak mnie pacnęło, że nie mogłem się z ziemi podnieść. Ojciec zaczął poszukiwania syna, stoi w dużym holu i rozgląda się na boki, i dostrzega swojego syna (mnie), idącego w jego stronę z opuszczonymi do kostek spodniami i mamroczącego coś pod nosem, starszy zakłada mi te spodnie, zapina pasek, ale patrzy, że aparatu ni ma. Pyta mnie: "gdzie aparat?" "Jaki aparat?" Okazało się, że leży w w kiblu koło muszli, ojciec mówi dość, zamawia taxi, mówi typowi adres, ja wsiadam i wiezie mnie, w tym czasie dzwoni do mamy, że zaraz będę w domu troszkę nadziobany. Taksówka się otwiera, wybiegam z niej i biegnę w stronę domu, jak się później dowiaduję - z opuszczonymi spodniami do kostek. Z opowieści słyszałem, że przez jakąś godzinę leżałem na wyrze i śmiałem się sam do siebie, nie wiem, może ten bimber był jakiś magiczny?

by r4d3oN

* * * * *

A MIAŁY BYĆ BABSKIE POGADUCHY

Zaczęło się niewinnie - zaprosiłam koleżankę na babskie pogaduchy do siebie, ona jednak spytała, czy może ze sobą przyprowadzić kuzyna z Warszawy, który w owym czasie u niej był. Zgodziłam się i pomyślałam, że z babskich pogaduch nici. No i poinformowałam pozostałych znajomych, że coś się szykuje.
Nigdy nie słynęłam z mocnej głowy, co kasuje mnie w kategorii dobrej organizatorki zakrapianych imprez. Zaproszona koleżanka poszła sobie pierwsza, bo stwierdziła, że musi się doprowadzić do porządku przed wyjazdem na Woodstock (co jest bezcelowe). Po kilku(nastu) głębszych stwierdziliśmy, że świetnym pomysłem będzie pojechać po więcej alko rowerami. Delegacja składała się ze mnie (już porządnie nabitej) i kumpla, który ma chyba wszystkie możliwe wady wzroku, które można mieć na raz, i z tego względu nie wolno mu było jeździć rowerem. Spadł z niego po drodze dwa razy, w tym raz na ulicy, ale świetnie się przy tym bawił i rozpłakał się ze szczęścia.
Po uzupełnieniu zapasów pora na ich spożycie. Wtedy niestety przyszła na mnie pora - poślizgnęłam się i uderzywszy głową w podłogę, zaczęłam artykułować dwuznaczne jęki. Przewracając się na łóżku, zadzwoniłam do lubego (będącego daleko, na festiwalu kabaretowym, też imprezującego) i nagrałam dziesięć minut takich jęków. Stwierdził później, że nie miał pojęcia jak to interpretować. Następnego dnia obudziłam się o 12, ale ruszać się dałam radę dopiero później. Wszyscy wciąż obecni tymczasem stwierdzili, że pojadą razem na Woodstock. No ja nie mogłam, bo miałam wieczorem występ ogniowy, na który zresztą ledwie dotarłam. Zebrali się i pojechali, a ja zostałam sam na sam z ogromnym bólem głowy.

by Zabij_Rebela

* * * * *

COŚ SŁABA TA WÓDKA

Moje pierwsze eksperymenty z alkoholami wyskokowymi. Był piękny sylwester jakoś 3 lata temu. No i jak na sylwestra przystało trzeba było wypić. Na początku z koleżanką wypiłam litrowego absolwenta na dwie. Bez zagryzy wypiłyśmy to w może max pół godziny. Myślę sobie "ale słaaaba ta wódka" i poszłyśmy pod klub, spotkałam brata, dostałam browara, wypiłam duszkiem piwo, myślę sobie co się dzieje, że bomba mnie nie łapie. No i dobiłam już pod nasz klub, dopiłam się szampanem, i w jednej chwili złapała mnie mega bomba, że jak stałam i składałam koledze życzenia, to padłam mu do stóp. Resztę nocy znam tylko z opowieści. Zanieśli mnie na przystanek bym odpoczęła, ale psikus był, bo policja podjechała, mnie chcieli na wytrzeźwiałę, ale jakoś dali się ubłagać, że już mnie niosą do domu i że nie będzie problemu. Dali spokój. Następnie dowiedziałam się, że chcieli mnie wpakować do jakiegoś auta, bo nie mieli siły mnie nieść. W drodze postanowili, że zaniosą mnie do koleżanki, bo w takim stanie nie odważą się zanieść mnie do domu, więc prawie donieśli mnie do niej, gdyby nie to, że jeden się potknął i spadłam ze schodów. To pamiętam, weszłam do kumpeli i jak stałam, tak padłam. Na drugi dzień byłam jeszcze tak pijana, że wracając, a dokładniej biegnąc do domu upadłam i podarłam kurtkę. Buty do wywalenia, bo takie były zdarte i spodnie tak samo. Ogólnie nie polecam.

by jamajka_155 @

* * * * *

NO BYŁ FORD

Sytuacja działa się rok temu, jakoś letnim czasem. Noc (czy była to 23:00 , czy bardziej 03:00 - nie pamiętam). Kończyłam u kolegi w domu piwko, któreś już pod rząd, mecz/jakaś walka też się zakończyła - czas wracać do domu, bo oczy zamykały się niemiłosiernie. Zadzwoniłam na jedną z tanich taksówek. Mój (już) eks i jego znajomy mieli mnie odprowadzić.
Rozbawieni, uchachani maszerowaliśmy w stronę umówionego miejsca.
Wiedziałam, że ma podjechać po mnie jakiś stary, bordowy ford escort, więc poleciłam chłopakom by ze mną już nie stali. Zapaliłam papierosa i czekam. Jak wiadomo najpierw dzwonią i informują, że ktoś przyjedzie. Stoję, średnio stabilnie, patrzę, zatrzymuje się bordowy ford escort. Ja - bez pytania - wskoczyłam do środka i mówię "do miejsca X". Pan, jakiś taki stary, brudny, dziwnie uśmiechnięty mówi, że nie ma problemu.
Po 10-minutowej jeździe, po telefonie od "centrali" taniej taksówki doszło do mego otumanionego procentami umysłu, że pan, który mnie wiezie nijak ma się do umówionego przewozu.Wystraszona tylko patrzyłam, czy nie wywiezie mnie do jakiegoś lasu, nie zgwałci, poćwiartuje i następnie posoli. Zakończyło się na tym, że wysiadłam ulicę wcześniej, by nie zorientował się gdzie mieszkam i po 5-minutowym tłumaczeniu, że "nie mogę umówić się niestety na kawę, bo mam chłopaka" - uciekłam naokoło w stronę domu. Głupi i nietrzeźwy jednak zawsze ma szczęście...

by paula-f @

* * * * *

W BRAZYLII

To było w Brazylii. Plaża Rio, piękne dziewczyny. Ale i strach, bo pełno, podobno, bandytów. Trzeba wiedzieć, że przy plaży Copacabana jest wiele barów ze świetnym żarciem. Tylko spożywając nie wolno podnosić głowy, a już tym bardziej nie patrzeć na kobiety tam siedzące: po spojrzeniu natychmiast podchodzą i proponują. Spożywaliśmy dary boże i stałe, i też ciekłe, z tym że jako patrioci piliśmy tylko polską produkcję, bez problemu do dostania w barach. Po jakimś czasie postanowiliśmy jednak się rozejrzeć, a spojrzenie lekko zamulone. Kilka stolików od nas siedziało kilka Brazylijek, nawet niczego sobie. Przysiedliśmy się z ich aprobatą, jednak problemem był język kontaktów: portugalski był nam nieznany, a i ich znajomość angielskiego mizerna. Po jakimś czasie ja znalazłem tłumaczkę, choć me spojrzenia kierowane były do innej. Alkohol lał się strumieniem a i panie, niebiedne, też nie wylewały za kołnierz. Rozmowa przez tłumaczkę szła opornie, ale alkohol ułatwia porozumienie. Do dyskoteki się nie dostaliśmy - moja wina, byłem w szortach, a tam obowiązywały długie spodnie - więc alkoholizowaliśmy się w przydrożnych barach - a jest tam ich mnóstwo i nie jest drogo. Po jakimś czasie  (temperatura o 5 w nocy 38 stopni - sprzyjała upiciu) panie postanowiły mnie odwieźć do hotelu. Obiecałem kumplom, że z powodu bandytów o 6 będę w hotelu, bo oni już odpadli z konkurencji. Wielki kabriolet, noc, Rio, i panie wiozą mnie do hotelu. U nich chyba poziom alkoholu nie przeszkadza siadać do auta. Jakieś uliczki, tylko ja - znam nazwę hotelu i nic więcej. W jakiejś podłej dzielnicy - światełka za nami - policja. Pytania jakieś - nie wiem, co mówią moje towarzyszki - portugalski jest trudny, a i ja przytulony "mocno" do tłumaczki widzę świat poklatkowo, tyle dowiedziałem się później, że miła policja wzięła nas pod ochronę i w takim konwoju przywiozła mnie do hotelu. Mina kolegów, gdy punktualnie o szóstej rano policja wprowadziła (wtoczyła) mnie do pokoju - bezcenna. I została mi tylko pamiątka - piękna karteczka z napisem (to czytelne) po portugalsku, bym zadzwonił do pięknej pani i wątpliwość: w jakim języku mam jej powiedzieć, że jest piękna. Dziś tylko pamiątka.

by Krzys34

* * * * *

UPODLIŁA SIĘ DO GRANIC MOŻLIWOŚCI

Z koleżankami umówiłyśmy się na piwo. Zakupiłam 16 piw na nasze trzy dziewczęce głowy. Piłyśmy na dworze, na początku za kościołem, później za pałacem biskupim. W efekcie końcowym znalazłyśmy się na boisku, ja czując już korbę w głowie położyłam się na asfalcie. Jedna z nas wypiła tylko jedno piwo, ponieważ bała się tego, że nie będzie w stanie upilnować jutro siostrzenicy. Druga wypiła 6, ja wypiłam 8, jedno się stłukło. Dalej pamiętam tylko urywki, więcej dowiedziałam się z opowieści tej jednej, bo druga też mało co kontaktowała.
Zadzwoniła do mnie mama oświadczając mi, że mam wracać już do domu. Ja, już mocniej kopnięta, odpowiedziałam, że oczywiście, już idę. I zaczęło się. Obydwie mnie podnosiły (dziwię się jeszcze tej drugiej, że miała w ogóle siłę mnie podnieść), co im specjalnie nie wychodziło. Zaczęłam zwracać wszystko co jadłam chyba przez cały tydzień, choć wiem, że to niemożliwe. Boisko było obrzygane, ja obrzygana i koleżanki obrzygane.
Ruszyłyśmy w dalszą drogę. Wychodząc poza teren boiska przykucnęłam przy pewnym kamiennym murku. Przechodziła obok nas młoda dziewczyna z paroma innymi osobami, zapytała się co mi jest, oświadczyły jej, że za dużo wypiłam. Ta poleciła kupienie mi czegoś do zjedzenia i do picia. Tak też zrobiły. Kupiły mi bułkę z wodą. Wody nie ruszyłam, bułką plułam po nogach niepijącej, opierając się o jej kolana. Widząc, że jedzenie nie za bardzo mi wchodzi, podniosły mnie i ciągły dalej.
W połowie naszej trasy wyłożyłam się na błocie, niepijąca mnie podniosła już któryś raz z kolei, zdjęła czapkę z głowy i zaczęła wycierać mi nią twarz, bo byłam cała umazana. Po tym podobno powiedziałam do niej, żeby mi wręczyła ją na chwilę. Wzięłam ją w swoje dłonie, rozchyliłam i zwymiotowałam do środka, później nakładając ją na głowę.
Kilka metrów dalej była kwiaciarnia. Przewróciłam się obok niej, oświadczając, że nigdzie nie idę i że tu zostaję, bo mi się chce spać. Później próbowały mnie podnieść, ale w kółko powtarzałam "jeszcze chwilę, jeszcze chwilę". Rodzice twardo dobijali się na komórkę, ale ja jej nie słyszałam.
No, w każdym razie udało mi się powstać, wzięto mnie pod ramię i zaczęłam powtarzać na głos, że zaraz będę w domu, że zaraz położę się w łóżku itp. W każdym razie cudem doszłam na klatkę schodową swojego bloku, jednak dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że jeśli rodzice zobaczą mnie w takim stanie, to mi łeb upier*olą. Usiadłam na schodach, a za chwilę na nich leżałam. Poleżałam tak z 10 minut, zresztą nie tylko ja, bo tej drugiej też przyszła faza, jednakże sąsiadka wyskoczyła z mieszkania i ja natychmiastowo powstałam i pokierowałam się do domu. W życiu tak prosto nie szłam po schodach. Weszłam do domu. Smród piwa i wymiocin wypełnił przedpokój. Wiedziałam co się święci. Nie muszę chyba opowiadać co się działo po moim powrocie. W każdym razie po tym wydarzeniu były 2 podobne powroty, ale obyło się bez wymiotowania w czapki.

by bukaachan @

* * * * *

IMPREZA TRWA W NAJLEPSZE

Piątek wieczór, kumpla urodziny. Postanowiliśmy, że zrobimy sobie grilla u niego na działce. Wszystko ładnie pięknie, kupa ludzi, wódka się leje. W pewnym momencie urwał mi się film. Podobno o godzinie 23 poszedłem bez słowa do domu, z nikim się nie żegnając, potem 2 kilometry na pieszo. Dalsza historia z ust mamy. Siedziała jeszcze w kuchni i kończyła jakieś ciasto robić czy coś w tym stylu i akurat widziała mnie przez okno jak wracam (blok, 2 piętro), czeka na mnie i coś długo mnie nie widać. Otwiera drzwi i patrzy, a ja leżę na półpiętrze rozkrzyżowany. Zabrała mnie razem z tatą i wsadziła do wanny. Później nie chciałem wyjść i zastawiałem piętą dziurę od korka. W końcu zaczęli lać mnie zimną wodą i sam wyszedłem. Obudziłem się o 4 i zadzwoniłem do kumpla z pytaniem, co się stało, a on mi odpowiedział, że jeszcze jest impreza i żebym przyszedł, więc długo nie myśląc ubrałem się i poszedłem.

by wielus26 @

* * * * *

TAKIE POWROTY TEŻ SIĘ ZDARZAJĄ

Zaczęło się od przyjazdu do Warszawki. Na trasie zaczęły nam się psuć wycieraczki w samochodzie, a że zaczął padać deszcz, co 10 km stawaliśmy w błocie, przecierając przednią szybę. Dojechaliśmy z dwugodzinnym opóźnieniem, zmoknięci i zziębnięci. Po dwóch dniach powrót. Jak od rodziny - samochód pełen różnych dziwnych rzeczy. Gdy tylko wyjechaliśmy z Warszawy zaczął padać deszcz, a wycieraczki zepsute. Stanęliśmy w jakimś centrum handlowym - po przykręceniu wycieraczki zaczęły dobrze chodzić. Pod Grójcem ze szczęścia tatuś dodał trochę mocniej gaz i nagle rozległo się takie pff, a w samochodzie zaczęło śmierdzieć. Tata zjechał w jakąś boczną uliczkę i otworzył maskę. Buchnęła para - wyglądało jakby się dymił silnik. Pękł przewód łączący silnik z chłodnicą - tak na długości kilkunastu centymetrów. Naprawić? Nie ma jak - niedziela wieczór, zakłady pozamykane. Dzwonimy po lawetę.
Po pół godziny i dziesięciu telefonach z PZU przyjeżdża koleś. Podobno powiedziano mu, że pękły nam linki hamulcowe. Nieważne. Załadował samochód na górę, nas do kabiny. Dojechaliśmy do Kielc, jakimś cudem ledwo zmieściliśmy się w limicie kilometrów. Samochód do serwisu, my na dworzec. Właśnie odjechał autobus, czekamy godzinę. Gra - w buzu, państwa-miasta, dygotanie z zimna. Wychodzimy dwie minuty przed odjazdem autobusu. Trochę się pośpieszył i odjechał bez nas. Szlag - zimno, zaraz zamykają dworzec, busów nie ma, a następny autobus za dwie godziny. Taksówka - trzy albo cztery stówy. Nie opłaca się, czekamy. Wyszliśmy na miasto - przez przypadek zauważyliśmy, że w dawnym Kinie Romantica gra Hey - co prawda dwie ostatnie piosenki słyszane zza ściany to nie koncert, ale poprawiło humor. Potem Sienkiewka, państwa-miasta. Wracamy na dworzec, nie ma autobusu. Jakieś piętnaście minut później przyjeżdża. I tak można przejechać 250 km w 9 godzin.

by manislaw @

Miałeś jakiś wyjątkowo ciężki powrót lub przeżycie na imprezie? Obudziłeś się na drugim końcu miasta czy Polski i nie wiedziałeś co się stało? Podeślij to wszystko do mnie klikając w ten link, a jak będzie wyjątkowo ciekawy ma szansę znaleźć się na głównej! W temacie maila wpisz powrót.

Znak @ występuje przy nickach niezarejestrowanych użytkowników Joe Monster!

Oglądany: 33961x | Komentarzy: 13 | Okejek: 75 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało