Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych CCII

23 697  
53   2  
Kliknij i  zobacz więcej!Ileż to trzeba poświęceń, by zobaczyć Strong Manów. Zabawa w wojsko także nie jest łatwą zabawą. Tatę można szybko zmobilizować, by w końcu zajął się porządkiem przed drzwiami, a powtarzanie wyczynów zauważonych w TV nie zawsze jest wskazane.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom, których psychika nie jest wypaczona stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

ZOBACZYĆ ZAWODY

Piękny, ciepły dzień, zawody Strong Man Grudziądz. Wybrałem się z rodzicielami, ich znajomymi i moimi znajomymi z osiedla na to wielkie wydarzenie.
Rodzice ze znajomymi poszli pod parasolki na bronka, a ja z kumplami robiliśmy wszystko aby zobaczyć, co dzieje się na zawodach. Zatem udaliśmy się na nasze piękne Błonia Nadwiślańskie, oczywiście nietrudno się domyśleć, że nic nie widzieliśmy. Warto dodać, że na błoniach często są "organizowane" imprezy pijackie. Gdy znudziło mi się patrzenie na plecy ludzi oglądających zawody, postanowiłem zejść na dół, pech chciał, że się poślizgnąłem i zjechałem na dół na pupie, na koniec poczułem dziwny ból na prawym pośladku.
Odwróciłem się i zobaczyłem migoczącą w słońcu butelkę po piwie, tulipanek. Efekt ? 10 szwów na tyłku.

by RasNup

* * * * *

WOŁANIE SIOSTRY


Akcja działa się, gdy miałem akurat złamaną nogę, całość zabandażowana, zadrutowana od wewnątrz, nienadająca się czasowo do użytku. Robiłem sobie kanapki w kuchni, stojąc na jednej nodze, gdy nagle słyszę z pokoju głos siostry:
- Dawaj tu szybko, musisz coś zobaczyć.
Nie zastanawiając się nad niczym ruszyłem podskokami na jednej nodze do pokoju, zrobiłem takie skoki może 4. Już wydostawałem się z kuchni. Będąc w powietrzu uderzyłem głową o framugę, upadając dodatkowo zajechałem tyłem głowy i złamaną (niedawno była operowana, bolał każdy dotyk) nogą w podłogę. Leżałem tak sobie na tej podłodze z 15 minut, nie wiedząc za co się trzymać z bólu. Skończyło się dwoma guzami, jednym na czole, drugim na potylicy i łyknięciem 2 ketonali, żeby w końcu noga przestała boleć.

by quask @

* * * * *

NIE WYMIERZYŁ

Lat mając jakoś 6 bawiłem się z koleżankami i kolegami rok czy dwa lata starszymi na placu zabaw obok swojego bloku. Rzecz miała miejsce na tzw. drabinkach, metalowych łukach z poprzeczkami. Zabawa polegała na tym, że ktoś z zamkniętymi oczami musiał wejść pod owe łuki i łapać za nogi, ręce, głowy - cokolwiek - inne osoby i mówić kto to. Przyszła kolej na mnie, odwracam się z zamkniętymi oczami, idę oczywiście z szeroko otwartymi ustami i poczułem nieprzyjemne uderzenie w okolicach szczęki. Nie trafiłem pod drabinki, a prosto w nie. Odpadło pół jedynki, na moje pytania czy widać wszyscy zgodnie odpowiadali "Nie, nie! Nic a nic!". W domu okazało się coś zupełnie innego, po trzech dniach przyznałem się rodzicom. Dziwne, że wcześniej nie zauważyli.

by wlotycjusze

* * * * *

ŻOŁNIERZE

Z kumplami za młodu lubiliśmy bawić się w wojsko. Ogólnie mieliśmy zawsze dużo zabaw, chociaż było nas na blokowisku 4, czasem 5 czy 6. Robiliśmy tory przeszkód, turlanie się pod trzepakiem, skakanie przez murek i czołganie pod bujaczkami. Później ubarwialiśmy sobie zabawę, jedna osoba bujała huśtawki. Akurat byłem w trakcie czołgania się pod nimi, aż w pewnym momencie ktoś krzyknął "samolot!" podniosłem głowę i przypomniałem sobie, że w tym momencie powinienem uderzyć głową w bujaczkę, a jej tam nie było. Tym większym zaskoczeniem dla mnie było to, że bujaczka z całym impetem uderzyła mnie w potylicę. No ale w wojsku twardym trza być.

by RasNup

* * * * *

NIE PRZESKOCZYŁA

Kilka lat temu, w wakacje po 18 urodzinach wybrałam się z kuzynem (w tym samym wieku) i z psem do lasu. Pogoda była trochę złośliwa, raz było gorąco jak diabli, a raz trochę padało. Las w którym byliśmy znajduje się za stawem, ale ze względu na wybudowany w pobliżu między stawem a lasem komis samochodowy dojście było nieco utrudnione. Na rzece kładka była zagrodzona, więc by dojść w rzeczone magiczne pełne grzybów i innych dziwnych śmierdzących rzeczy (las jest przy trasie i panom kierowcom służy jako toaleta) miejsce należało iść z zewnętrznej strony małego mostku trzymając się barierki. Tak też zrobiliśmy. Pies radośnie przeskoczył wąską strużkę Wartę, a my z kuzynem przepełzliśmy po mostku. W lesie było świetnie, ale po jakimś czasie zaczęło grzmieć i padać, więc zaczęliśmy uciekać i żeby skrócić sobie drogę zdecydowaliśmy się przeskoczyć przez ogrodzenie na kładce. Kuzyn bez problemu dał sobie radę, a mnie na mokrym już od deszczu płocie poślizgnęła się stopa. Ramię trochę mi w tym momencie opadło na ogrodzenie, zaraz je podniosłam i zabolało. Nie przeszłam już przez to ogrodzenie. Kuzyn pobladł i zaczął pytać czy nic mi nie jest - po czym stwierdził że "Kaśka, mięso ci wisi.." . Z przebitą ręką, która jak się dopiero w domu okazało - przebita była na wylot - przechodziłam po zewnętrznej stronie mostku tą samą drogą którą tam przyszliśmy, ale trzymając się już tylko jedną ręką. Kuzyn w drodze do domu prawie zemdlał, sąsiad który podwoził do szpitala - prawie wymiotował. Mina mamy - bezcenna, a jej przekleństwa godne szewca. W szpitalu się okazało że drut przeszedł o milimetry od nerwów, żył i kości. Z zabiegowego pamiętam, że po znieczuleniu lekarz sprawdził palcem czy nic w środku nie zostało - widok palca włożonego do połowy w moje ramię - bez komentarza.

by kasia_devil @

* * * * *

ZMOBILIZOWANY TATA

Jako dziecko uwielbiałam wręcz biegać na boso po podwórku. Pewnego słonecznego dnia, letnią porą oczywiście, jak każde dziecko z naszego przepięknego osiedla bez butów szlajałam się i pomagałam mamie w pracach w ogródku. Wtem wpadłam na pomysł, żeby wejść na chwilę do domu i ochłodzić się, jednak zapomniałam o wielkim zardzewiałym pręcie, wystającym z piasku przed wejściem do domu. Oczywiście pręt miał zostać usunięty przez mojego kochanego tatę wieki temu ("tak, tak, zaraz go wyrwę"), ale sami wiecie. To codzienne zamieszanie. Wracając do historii - szłam do domu i nagle poczułam, że mam coś pod stopą, dokładniej na pięcie. Podniosłam nogę, patrzę: coś ciemnego. Myślę sobie "no ładnie, siostra znów bawiła się plasteliną", weszłam do mego domostwa i zabieram się za usuwanie plasteliny. Jakie wielkie było moje zdziwienie kiedy okazało się, że to nie plastelina tylko moja pięta, wisząca na kawałku skóry. Krew, mięsko na wierzchu i białe wystające spod mięska coś, zwane kością. Obyło się bez lekarzy - w końcu plaster jest lekarstwem na wszystko. Podobnie jak znienawidzona woda utleniona. Dodajmy, że po tym incydencie tata bardzo szybko usunął ów pręt.

by marta.w. @

* * * * *

IGRASZKI Z KUZYNAMI

Jako młody kot (6,7 lat) siedzimy sobie w niedzielę u babci. Ja z dwoma kuzynami (jeden rówieśnik, drugi 2 lata starszy). Zaczęliśmy się lać, jak to młode koty. Starszego pobiłem i się popłakał (nie potrafiłbym tego powtórzyć). Drugi złapał mnie za palec i pociągnął do góry. Ból był niesamowity. W zamian skręciłem mu nos i wcisnąłem oko palcem (kto tak miał, wie jak to boli). Potem była "zgoda". Jeszcze przez 2 tygodnie miałem palec przy nadgarstku.
Do dziś mogę w specyficzny sposób ruszać palcem, a że to był środkowy, to jest efekt.

by Dobuch66

* * * * *

POJEŹDZIŁ

To było wieki temu. Ja, ośmiolatek wtedy, jeździłem swoim składakiem po osiedlu. Osiedle było dopiero co opuszczone przez Ruskich, przed nimi byli tu Niemiaszkowie, więc kiedy się wprowadzaliśmy, wszystko stało w ruinie i było w trakcie różnych remontów i napraw. Wzdłuż chodnika wykopane były rowy na szerokość ok. 0,5 metra, głębokie na jakiś metr. Jechałem sobie przez park, a przede mną pojawił się taki właśnie chodnik z rowem, przecinając mi drogę. Chciałem przezeń przejechać, w końcu rów specjalnie szeroki nie był, jednak koło wpadając w ten rów gwałtownie skręciło w prawą stronę razem z kierownicą, która wbiła mi się w obojczyk, łamiąc go. Doszedłem do domu z takim okrągłym wgnieceniem na obojczyku, cały blady, i zacząłem sobie opłukiwać to wgniecenie zimną wodą, dopiero po chwili rodzice zauważyli, że coś jest nie tak.

by terrapin @

* * * * *

POWTÓRZYĆ CHCIAŁ

Kiedyś, lat wtedy może z 6, naoglądałem się jak to wielcy wyczynowi rowerzyści jeżdżą po ławkach i różnych tego typu przeszkodach. Ja, mając swój ultramegaczerwony mały składak, postanowiłem, że pojadę po ławce. Tak jak postanowiłem, tak zrobiłem. Ustawiam rowerek na ławce, wsiadam i jadę, jadę, dojeżdżając do końca ławki jadę dalej. W sensie ja jadę solo, bo rower już nie. No i skończyło się to tak, że prawą stronę twarzy miałem całą zdartą, koszulka, która była biała zrobiła się czerwona od krwi, do domu z dużym rykiem. Mina mamy bezcenna, po chwili zostałem umyty i przez jakiś czas czułem się jak mumia, twarz cała zabandażowana i jazda do szpitala. Ślad z tej przejażdżki mam do dziś, dodam, że fajny ze mnie piegusek, więc po prawej stronie mam widocznie mniej piegów.

by Naze12

* * * * *

BIEDNA MARTYNKA


Kiedy miałam jakieś 7 lat, moja młodsza siostra namolnie wszędzie za mną łaziła i naśladowała we wszystkim. Kiedy pewnego letniego dnia byłyśmy na podwórku u mojej koleżanki, ja postanowiłam zdobyć kolejny level w podwórkowej hierarchii i robiłam fikołki na górnym drążku trzepaka. Mała była za mała, żeby wleźć tak wysoko, ale próbowała na niższym. Niestety, nie umiała w strategicznym momencie obrócić dłoni i kiedy moja koleżanka w dobrej wierze pchnęła jej tyłek do góry, ona gruchnęła o ziemię. Wyła jak potępiona, że boli ją ręka, więc zlitowałam się i postanowiłam odprowadzić do domu, pouczając po drodze, że ma nie mówić mamie, że zleciała. Oczywiście pierwsze co zrobiła po wejściu to zabuczała, że boli ją ręka. Moja mama jest lekką panikarą i chciała ją zabrać do szpitala na prześwietlenie, ale mój tata, wyznający zasady, że wszystko trzeba umieć przyjąć na klatę, kazał jej nie ryczeć, wsadził jej rękę pod zimną wodę (niby miało to w czymś pomóc) i położył spać. Mała ciągle jęczała, że ją boli, ale tata następnego dnia też był nieugięty. Wpakował nas do samochodu i zawiózł do babci. Mała dała się wyciągnąć do piaskownicy i pewnie gdyby nie to, do dzisiaj tata triumfowałby, że jego metody działają. Mała zobaczyła babcię z psem, którego dzieciak uwielbiał do bólu i kiedy próbowała wygramolić się z piaskownicy, wywaliła się znowu, na tę samą rękę. Wtedy nie było już tematu, ojciec zawiózł ją na pogotowie, gdzie zrobili prześwietlenie i okazało się, że poprzedniego dnia złamała jedną kość w przedramieniu, a następnego drugą.
Tata jednak nie zrezygnował z podtrzymywania teorii, że trzeba nas hartować za młodu i kiedy już zagipsowana Martynka chciała iść popluskać się w baseniku, który miałyśmy rozstawiony, pouczył ją, że nie wolno jej zamoczyć gipsu. Mała słuchała, ale do czasu. Gips się zamoczył, pobiegła do taty, a on z pełną powagą oświadczył jej, że trudno, teraz to obetną jej rękę i zapakował do samochodu. Jej ryk było słychać jeszcze długo... Oczywiście tata zabrał ją tylko na lody, ale co się strachu najadła...
Mam wrażenie, że dobrze, że nasza mama jest panikarą, bo inaczej to tata zabiłby nas zanim poszłybyśmy do szkoły.

by tylcia

Traumatycy i wszyscy inni przeżywające mrożące krew w żyłach przygody! To seria o Was i dla Was! Klikaj w ten link i pisz! Opisz naprawdę traumatyczną historię, która zagości na stronie głównej i którą przeczytają tysiące ludzi! W tytule maila wpisz WKZT, to mi bardzo ułatwi zbieranie opowiadań.

UWAGA! Znaczek @ występuje przy nickach osób, które nie założyły sobie (jeszcze) konta na najlepszej stronie z humorem na świecie!

Oglądany: 23697x | Komentarzy: 2 | Okejek: 53 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało