Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

72 lata historii i rozwoju Ferrari na przykładzie wybranych przeze mnie samochodów tej marki

38 730  
291   53  
10 years challenge robi ostatnio niezłą furorę. Dlatego postanowiłem i ja przyłączyć się do tej mody i zrobić 72 years challenge. A będzie to opowieść o najbardziej kultowym producencie aut sportowych. O Ferrari.

Kierowca wyścigowy Enzo Ferrari w roku 1929 zakłada Scuderia Ferrari, w której to stajni są odkrywani młodzi kierowcy, jeżdżąc na autach Alfa Romeo. Enzo jeździ wraz z nimi do roku 1932, kiedy to na świat przychodzi jego syn Dino. Po 1932 został menedżerem młodych kierowców startujących w zespole, aż do 1939, kiedy Alfa Romeo wykupiła zespół. Więc obrażony Enzo odchodzi i w roku 1940 staje na czele Auto Avio Costruzioni Ferrari, gdzie zaczął projektować pierwszy własny samochód wyścigowy Ferrari Tipo 815, który wystartował w wyścigu Mille Miglia. Samochód ten wystartował jeden jedyny raz, bo wojna pokrzyżowała plany Enzo. Enzo jednak cały czas chce pokazać Alfie, kto tu rządzi. Swoją drogą, czy ta historia nie przypomina Wam jako żywo historii pewnego producenta traktorów imieniem Ferruccio, który wkurzony po rozmowie z Enzo postanowił mu pokazać, jak się buduje wozy sportowe? Enzo musiał swe plany odłożyć do roku 1947, kiedy to świat ujrzał dwa prawdziwie pierwsze Ferrari, które już sporo namieszały w wyścigach.

Ferrari 125 S


Bo o nim mowa, debiutowało w maju 1947 roku 125 na Circuito di Piacenza prowadzone przez Franco Cortese. Auto nie było wystarczająco sprawne, aby ukończyć wyścig, ale zaprezentowało się szczególnie dobrze w pojedynkach z szybkim Maserati 6CS 1500s. A potem było już tylko coraz lepiej. Choć samochód nie zdołał wygrać prestiżowego Mille Miglia, to w roku 1947 wygrał 6 z 14 wyścigów. Nieźle jak na nieopierzonego młokosa.

I trochę ciekawostek. Samochód miał najmniejszy jak do tej pory dwunastocylindrowy silnik (V12). Jego pojemność wynosiła półtora litra, moc to 118 KM, a prędkość maksymalna to 155 km/h. Wyprodukowano dwa takie samochody, by spełnić wymagania homologacyjne Formuły 2. Żaden z egzemplarzy nie zachował się do dnia dzisiejszego, ponieważ samochody rozebrano na części, które posłużyły do zbudowania kolejnego modelu Ferrari 159 S. Aby legenda Ferrari wciąż była żywa, w 1987 włoska manufaktura Michelotto, tradycyjnymi metodami produkcji, z oryginalnych części odbudowała model 125 S o seryjnym numerze 90125. Mimo wszystkich dokonanych zabiegów auto ma status repliki.

Więc jeśli początek mamy za sobą, to teraz podróż przez najpiękniejsze i najciekawsze moim zdaniem auta tej marki. Jest to mój subiektywny wybór, więc jeśli pominąłem jakiś samochód, który uważasz za przełomowy, to przepraszam. Zatem czerwone szaleństwo (z małymi wyjątkami) czas zacząć!

410 Superamerica


Skok o parę lat i oto mamy rok 1956. Dlaczego wybrałem to auto? Kto czytał Pana Samochodzika, ten zna odpowiedź. Kto nie czytał - polecam lekturę. Pewnie czytając opisy wehikułu nieraz zastanawiałeś się jak wyglądał samochód - dawca silnika do wehikułu. No to wyglądał właśnie tak. Przepięknie. A co z jego osiągami? Cóż. Silnik V12 o mocy 340 KM rozpędzał auto do prędkości 262 km/h. Nie dziwią zatem już miny kierowców, którym wehikuł Pana Samochodzika sprawiał srogi łomot. A co do samego Ferrari - było bajecznie drogie, sprzedawane głównie w USA, tam kupowały je gwiazdy filmowe i właściciele rafinerii w Teksasie. No i konstrukcyjnie stworzył podwaliny do innej rodziny aut. A o nich poniżej...

250 Testa Rossa



Skok tylko o jeden rok, czyli do roku 1957. Rodzina samochodów Ferrari oznaczona liczbą 250 to już legenda sama w sobie. Auta te brały udział w wyścigach, zwyciężały, a w wersjach drogowych te trzy cyfry budziły pożądanie i zazdrość całego miasta, gdy posiadacz takiego auta zajechał do niego. Testa Rossa to auto wyścigowe, właśnie na wyścigach dzielnie zasłużyło na swoją legendę. Samochód wygrał między innymi 24 godziny Le Mans w 1958, 1960 i 1961, 12 godzin Sebring w 1958, 1959 i 1961, Targa Florio w 1958, 1000 km Buenos Aires w 1958 i 1960 roku. A to tylko niewielka część jego sukcesów. Nic więc dziwnego, że Ferrari oznaczone jako 250 sprzedawały się jak ciepłe bułeczki. Każdy chciał jeździć zwycięskim autem. No i seria 250 ugruntowała pozycję samego Ferrari jako producenta najlepszych aut sportowych na świecie. W aucie zastosowano 3-litrowy silnik o mocy 300 KM, który pozwalał na osiągnięcie prędkości maksymalnej na poziomie 270 km/h.

250 GTO


Nadszedł rok 1962. To chyba było oczywiste, że ten samochód tutaj trafi. Z dwóch powodów. Pierwszy to Stirling Moss, który to auto posiadał, a drugi to cena, za jaką takie auto zostało niedawno sprzedane. Bo to, że seria 250 była legendą, to już wiesz. Mossa przedstawiać nie trzeba. Warto wspomnieć o kwocie, za jaką 26 sierpnia 2018 roku ktoś nabył 250 GTO. Było to ni mniej, ni więcej, tylko 48 405 000 dolarów i jest to jak na razie najdroższe kiedykolwiek sprzedane auto na świecie. I jest to nadal doskonała lokata kapitału.

Czemu wśród całej rodziny 250 to właśnie GTO jest tak cenione i na aukcjach osiąga astronomiczne kwoty? Ano wszystkie drogowe 250 napędzał ten sam silnik, co wyścigową Testa Rossę. Z tym że był on zdławiony i osiągał moc od 230 do 270 KM. Natomiast GTO miała taką samą moc jak torowa Testa Rossa, czyli 300 KM. I pozwalała to drogowe auto rozpędzić do 280 km/h. A że w tamtym czasie żadne inne auto nie jechało szybciej, to przy okazji do sporej liczby sukcesów 250 dorzucili też rekord prędkości dla samochodu drogowego. Drogowe auto z osiągami auta wyścigowego? Czemu nie. Te auta także z niemałymi sukcesami bez większych przeróbek brały udział w wyścigach.

Jako ciekawostka: drugim w kolejce najdroższym samochodem świata jest kupiony w 2014 roku za 40 338 000 dolarów... Ferrari 250 GTO (i to nie ten sam, co sprzedany w 2018). Trzecim najdroższym prawdopodobnie też jest 250 GTO Stirlinga Mossa sprzedane w roku 2010, ale jego cena pozostaje tajemnicą. Spekuluje się, że było to około 32 0000 000 dolarów.

365 GTB/4


Czyli Daytona. No zwyczajnie musiałem dać tutaj to auto. Bo jak dla mnie jest to najpiękniejsze Ferrari, jakie kiedykolwiek wyprodukowano. I jeden z najpiękniejszych samochodów świata (na równi z Jaguarem E-type i Dodge Challengerem z 1970). Nie będę się rozpływał nad pięknem linii tego auta, nad przetłoczeniami czy nad cudownie wyglądającymi światłami, gdy są złożone i nadal je widać. Kunszt projektantów. Chcieli stworzyć coś wyjątkowego i im się to udało. I to w siedem dni! Wnętrze też jest oszałamiające i cudowne. Więcej o aucie przeczytasz tutaj. W kwestii formalnej - auto produkowane od roku 1968 i napędza je V12 o pojemności 4.4 litra i mocy 352 KM. Prędkość maksymalna to 280 km/h.

512 BB


Lata 70. były dla Ferrari mało porywające, jeśli idzie o stylistykę. Jak zaczęli robić auta w kształcie klina w 1971 (365 GT4 BB), tak tłukli je do 1979 (400 GTi). Ale i wśród klinów trafiają się te ładniejsze i ciekawsze i niewątpliwie do takich zalicza się wyprodukowany w 1976 model 512 BB. BB to skrót od Berlinetta Boxer, czyli od razu wiadomo, jakie nadwozie i jaki silnik zastosowano w aucie. I zonk, bo silnik nie był boxerem, a V12 o kącie rozwarcia cylindrów wynoszącym 180 stopni. A ponieważ Ferrari robią Włosi, to go tak nazwali, by ładniej brzmiało. Czemu tak? Bo to typowo po Włosku jest. Mogli napisać także: auto ma milion koni ale tylko jak do baku wlejesz wysokooktanową ślinę dinozaura. Kto im zabroni? A poza tym Enzo w tym i następnym modelu twierdził, że nie będzie miał Ferrari z silnikiem Garbusa. Cechą charakterystyczną auta były ogromne klosze kierunkowskazów i światła przeciwmgłowe ukryte za grillem. Samochód mógł się podobać i dzięki tym charakterystycznym kierunkowskazom wybrałem właśnie jego, a nie targę, jaką była 308 GTS. Co do silnika - jest to następca topowego 365 GTB/4, więc także posiada 12 cylindrów, ale w układzie przeciwsobnym. Silnik V12 o pojemności 5 litrów i mocy 360 KM pozwalał rozpędzić auto do 302 KM/h. I było to pierwsze Ferrari, które przebiło barierę 300 km/h, więc no zwyczajnie musiało się tu znaleźć.

Testarossa



Gdy wydawało się, że moda na cyfrowe oznaczenia nudnych aut w kształcie klina będzie trwała w najlepsze, to Ferrari się otrząsnęło i w roku 1984 pokazało coś niezwykłego. Świat zamarł w miejscu, a Ziemia na chwilę przestała się obracać. Bo tak spektakularnie wyglądającego samochodu jeszcze świat nie widział. Był wyzywająco wulgarny z jednym lusterkiem umieszczonym gdzieś w połowie słupka oraz czterema bezczelnie wystającymi rurami wydechowymi i jednocześnie zjawiskowo piękny. Był prostacki i niesamowicie ułożony. Był surowy i jednocześnie mega luksusowy. Był rasowym Ferrari. Takim, jakim powinien być. I zagrał w Miami Vice. I dobrze, bo to naprawdę nietuzinkowe auto. Jego stylistyka to majstersztyk i zasługuje na pokłony do samej ziemi. Jeśli chcesz poczytać więcej o tym aucie, to tutaj je opisałem. By tradycji stało się zadość - oczywiście V12, o kącie rozwarcia cylindrów wynoszącym 180 stopni, pojemność 5 litrów, moc 390 KM, prędkość maksymalna 290 km/h.

F40


To chyba oczywiste, że w każdym zestawieniu ten wyprodukowany w 1987 roku model musi się znaleźć. Bez niego zwyczajnie nie mogłoby istnieć zestawienie najciekawszych Ferrari. Surowy, pierwotny, przerażający i jednocześnie uważany przez wielu za najlepsze auto sportowe zbudowane kiedykolwiek przez kogokolwiek. Lakieru jest na nim tyle, że widać było przez niego strukturę włókna węglowego, z którego było auto zrobione. W środku zero luksusów, drzwi zamykane dzięki pociągnięciu za sznurek, a o dywanikach nie ma mowy. Widać włókno węglowe i miejsca jego klejenia. Ale na drodze nie miał sobie równych. Bezczelnie krzyczał - nawet się do mnie nie zbliżaj. Chyba że chcesz oglądać mój ordynarnie wielki tylny spojler. I wiedział, co mówi. Silnik to podwójnie doładowane V8 o pojemności 3 litrów, i mocy 478 KM. Do setki przyspieszał w 4.1 sekundy, a jego prędkość maksymalna to 324 km/h. Przez parę lat było to najszybsze i najlepiej prowadzące się auto świata. Taki prezent dla Enzo na 40-lecie istnienia firmy. Chcesz poczytać więcej? Zapraszam tutaj.

550 Maranello


Długo się wahałem, co wybrać. Czy F50, czy to auto. Ale postawiłem na to. Czemu? Bo nieobliczalne niewygodne i niezbyt udane F50 zwyczajnie nie zasługuje na wyróżnienie. Po genialnym F40 wszyscy, którzy jeździli F50 uznali to auto za krok w tył w historii firmy, a miało być przecież o rozwoju. Dlatego opiszę Ferrari nazwane nazwą miejscowości, w której żył założyciel firmy - Enzo. Skoro firma odważyła się dać taką nazwę autu, to musi być ono uwzględnione w zestawieniu, bo powinno być wyjątkowe. I faktycznie takie jest. To naprawdę solidnie wykonane auto klasy GT, wyprodukowane w roku 1996. W samochodzie tym silnik powrócił tam, gdzie jego miejsce, czyli pod przednią machę. Auto miało nawiązywać do najlepszych czasów firmy i do GTB/4. Miało być komfortowe, wygodne i miało posiadać funkcjonalny bagażnik. Taki przyjaciel na dalsze podróże. I właśnie takie było. Silnik o pojemności 5.5 litra i mocy 485 KM rozpędzał samochód do 320 km/h. Całkiem szybko, jak na GT.

I w tym miejscu przerwę swą opowieść, bo na nowszych czasach chcę się skupić mocniej, bo jest o czym pisać, a gdybym kontynuował, to w tej części artykuł mógłby się okazać, hmmm, niestrawny. A to Ferrari nie przystoi. Na te auta zawsze musi być głód. Wszelakie źródła, którym się inspirowałem (czyli całe jedno) przedstawię w części drugiej. Mam nadzieję, że chcesz kontynuacji...

>>> Kolejna część tutaj - klik<<<

1

Oglądany: 38730x | Komentarzy: 53 | Okejek: 291 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

08.05

07.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało